"Osadzona na tle wojny domowej i umierania kolonii, zachwycająca i mroczna powieść o dorastaniu w Afryce to olśniewający debiut Lauren Liebenberg.
Nyree i Cia O'Callohan mieszkają na dalekiej farmie na wschodzie ówczesnej Rodezji w późnych latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku. W cieniu zwisających pnączy lasu deszczowego Vumba, pod kuratelą dziadka heretyka, przeżywają czarowne dzieciństwo zabarwione afrykańskim pogaństwem, wypaczonym katolicyzmem i tradycją opartą na baśniach braci Grimm. Ich świat rozciąga się do wielkiego ogrodzenia, wzniesionego, by zatrzymać "Terrów", z którymi walczy ich ojciec. Dziewczynki nie mają wielkiego pojęcia o tym, co dzieje się poza ich zakątkiem, do czasu, gdy z zewnętrznego świata przybywa do ich domu "bękart" - osierocony kuzyn Ronin, który na zawsze zatruje ich idyllę...
Lauren Liebenberg dorastała w Rodezji w czasie wojny domowej. Jeszcze jako dziecko opuściła kraj, który później miał przekształcić się w Zimbabwe. Wraz z pracującym w kopalniach złota ojcem udała się na południe, do Johannesburga, gdzie mieszka do dziś. Uzyskała tytuł magistra zarządzania na University of Witwatersand. Jest mężatką, ma dwoje dzieci. Smak dżemu i masła orzechowego to jej pierwsza powieść."
Troszkę smutna ta powieść, ale bardzo się cieszę, że wpadła w moje ręce.
Właściwie to jestem wdzięczna Kalio, bo o u niej na blogu się jej dopatrzylam.
Autorka przedstawiła tu kilka obrazków z życia dorastającej dziewczynki, jej losy dzieją się na tle politycznego tła ówczesnej Afryki Południowej.
Bohaterka powieści ma młodszą siostrę, z którą jest bardzo zżyta.
Obie wierzą w bajkowy świat wróżek i tajemne moce przyrody, odkrywają sekrety rodzinne pozostawione w pamiątkach na strychu.
Dziewczynki znajdują się właściwie tylko pod opieką matki, bo ojciec przebywa często na froncie, a dziadek powoli popada w demencję starczą.
Pozycja warta polecania i na pewno nie "płytka"
Cytaty:
Nyree i Cia O'Callohan mieszkają na dalekiej farmie na wschodzie ówczesnej Rodezji w późnych latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku. W cieniu zwisających pnączy lasu deszczowego Vumba, pod kuratelą dziadka heretyka, przeżywają czarowne dzieciństwo zabarwione afrykańskim pogaństwem, wypaczonym katolicyzmem i tradycją opartą na baśniach braci Grimm. Ich świat rozciąga się do wielkiego ogrodzenia, wzniesionego, by zatrzymać "Terrów", z którymi walczy ich ojciec. Dziewczynki nie mają wielkiego pojęcia o tym, co dzieje się poza ich zakątkiem, do czasu, gdy z zewnętrznego świata przybywa do ich domu "bękart" - osierocony kuzyn Ronin, który na zawsze zatruje ich idyllę...
Lauren Liebenberg dorastała w Rodezji w czasie wojny domowej. Jeszcze jako dziecko opuściła kraj, który później miał przekształcić się w Zimbabwe. Wraz z pracującym w kopalniach złota ojcem udała się na południe, do Johannesburga, gdzie mieszka do dziś. Uzyskała tytuł magistra zarządzania na University of Witwatersand. Jest mężatką, ma dwoje dzieci. Smak dżemu i masła orzechowego to jej pierwsza powieść."
Troszkę smutna ta powieść, ale bardzo się cieszę, że wpadła w moje ręce.
Właściwie to jestem wdzięczna Kalio, bo o u niej na blogu się jej dopatrzylam.
Autorka przedstawiła tu kilka obrazków z życia dorastającej dziewczynki, jej losy dzieją się na tle politycznego tła ówczesnej Afryki Południowej.
Bohaterka powieści ma młodszą siostrę, z którą jest bardzo zżyta.
Obie wierzą w bajkowy świat wróżek i tajemne moce przyrody, odkrywają sekrety rodzinne pozostawione w pamiątkach na strychu.
Dziewczynki znajdują się właściwie tylko pod opieką matki, bo ojciec przebywa często na froncie, a dziadek powoli popada w demencję starczą.
Pozycja warta polecania i na pewno nie "płytka"
Cytaty:
- "(...) pasożyty, które włażą w tyłek, to nadal pasożyty, tylko bardziej brązowe" (str. 63)
- "(...) a zapachy, podobnie jak muzyka, mają moc przechowywania wspomnień" (str. 112)
- "Dorośli pobożnie i szlachetnie wypowiadają się o mądrości przychodzącej wraz z wiekiem i takie tam, ale w rzeczywistości historia starszych osób kończy się na ogół, zanim nadchodzi koniec ich samych i pozostaje im tylko przekazywanie odnowa tych samych starych opowiadań- tylko że ci, których czas właśnie trwa, nie słyszą i nie widzą staruszków, widzimy ich tylko my, ci których czas jeszcze nie nadszedł- aż do chwili gdy książka wreszcie zamyka się na wczorajszej opowieści" (str.126)
- "Jest jakaś próżność w poczuciu winy, Patricu, w pielęgnowaniu jej, a w pogardzie dla samego siebie tkwi jakieś kokieteryjne użalanie się nad sobą" (str. 176)
Wiem, że nie ocenia się książek po okładce, ale ta wyjątkowo mi się podoba i zachęca do lektury - tak, jak Twoja recenzja, wiec pewnie wkrótce się skuszę:)
OdpowiedzUsuńprzepraszam, że tak tutaj w komentarzach, ale nie znalazłam kontaktu do Pani na blogu. Może zechciałaby Pani dodawać swoje recenzje także na naszej stronie? www.czytadelko.com.pl - będziemy wdzięczni!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
nominuję Twojego bloga do Kreativ Blogger :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKsiążka jest wspaniała, polecam!!
OdpowiedzUsuń